Zupełnie nie spodziewałam się, że za tak śliczną okładką znajdę tak trudną treść. Była oczywiście również piękna, ale no właśnie, trudna może przede wszystkim. Mnie niesamowicie mocno chwyciła za serce.
Na pewno znacie „Opowieść wigilijną” Charlesa Dickensa. „Opowieść prawie wigilijna” Wam ją przypomni.
Marcjanna nie lubi Bożego Narodzenia. To kobieta nastawiona na pracę. Jest wymagającą, twardo stąpającą po ziemi szefową. Przepada za szykownymi strojami i ekspresso. Brzmi sztywno, prawda? Trudno powiedzieć, aby kochała swoje życie. Marcjanna życzyłaby sobie zapewne spokojnego zakończenia roku. Żeby było tak jak zawsze. Jednak los ma swoje plany. Kobieta ulega wypadkowi samochodowemu, co zapoczątkowuje coś zupełnie nowego. Nowy rozdział. Czy Marcjanna się w nim odnajdzie?
Oprócz głównej, przedstawionej wyżej, bohaterki poznajemy tutaj również jej bliskich i współpracownice. Wszyscy tworzą niepowtarzalny obraz, w który z przyjemnością się zanurzamy. To „prawdziwe” postaci. Można je spotkać na ulicy. A może jeszcze bliżej? Pod naszym dachem? Bardzo dotknęła mnie ta historia i myślę, że zostanie ze mną na dłużej. Niesie ze sobą naukę, by powstrzymywać się od wydawaniu (pochopnych) osądów, gdyż nigdy nie wiemy, z czym przychodzi akurat mierzyć się danemu człowiekowi. Każdy coś w sobie nosi. Coś trudnego.
Bądźmy życzliwi, nie tylko od święta.

Komentarze
Prześlij komentarz