Tom dziesiąty.
Podczas lektury „Czarownicy” w pewnym momencie poczułam znużenie. Że znowu podobna historia i tym podobne. Jednakże im dalej w kartki, tym to uczucie rozmywało się, aż w końcu całkiem zniknęło a ja połknęłam haczyk zarzucony przez autorkę po raz, o kurczę!, dziesiąty! Szok i niedowierzanie. Obok komputera leży już „Kukułcze jajo” i nowa trylogia autorki. Przygodo, trwaj! Jesteś taka sympatyczna!
Dwie sprawy. Dwie małe dziewczynki. Jedno miejsce. Czy będą tutaj jakieś powiązania czy to podobieństwo to zupełny przypadek? Przed trzydziestoma laty ginie dziewczynka. Do morderstwa przyznały się wówczas dwie nastolatki, które w późniejszym czasie jednak wycofały swoje zeznania, ale sąd i tak uznał je za winne. Jedna została w Fjablance, druga po latach wraca. I nagle kolejna tragedia. W roli głównej czterolatka...
Z większym przejęciem śledziłam historię, która toczyła się w przeszłości, chociaż bardzo lubię stałych bohaterów czyli Parika i Erikę oraz ich bliskich. Tym razem Camilla Lakberg przybliża nam historię... czarownicy, która była też zwyczajną kobietą, zatroskaną o los swojej córki matką. Trudne relacje z siostrą, romans, rozczarowanie i ta duszna atmosfera.
Nie sposób się oderwać. Autorka trzyma poziom przez cały czas. Nie odczułam, aby któryś tom potraktowała gorzej, żeby coś wyszło słabiej. Nie. Uważam, że wykonała świetną pracę. Moje znużenie, powtórzę, było naprawdę krótkie. I mam nadzieję, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w przypadku tej serii.
Komentarze
Prześlij komentarz