Tekst powstaje we współpracy z Wydawnictwem W.A.B oraz portalem Lubimyczytać.pl. Dziękuję za egzemplarz przeznaczony do recenzji.
Miłość macierzyńska jest naprawdę potężną siłą. To wielkie szczęście poczuć ją, a w dorosłym życiu móc wrócić pamięcią do czułych chwil z rodzicami, w tym przypadku z rodzicielką.
Maks bez wątpienia czuje tę miłość od swojej mamy. Łucja ma dla syna jej ogromne pokłady.
Wie o tym, że dziecko ma tylko ją i robi co może aby niczego mu nie brakowało. Niestety, na ich przykładzie doskonale widać, że łatwo można zatracić granicę, za którą zaczyna się już coś niezdrowego. Ale Łucja tego nie widzi. Jest szczęśliwa, że Maks pomimo dorastania, wciąż chętnie spędza z nią czas. Kobieta traktuje syna jak przyjaciela, dzieląc z nim emocje, uczucia. Chłopak natomiast zaczyna tkwić pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony potężne przywiązanie do Łucji, z drugiej chęć odkrywania świata z rówieśnikami...
Czy nadejdzie czas kiedy to oboje znajdą też miejsce na swoje własne prywatne życie?
Czy można kochać tak bardzo i nieświadomie krzywdzić? Bo to jak bohaterka „wiąże” do siebie syna poczytuję jako krzywdę, którą wyrządza i jemu i sobie.
Książka nie ma nawet 300 stron, czyta się świetnie ponieważ autor włada bardzo płynnym piórem. Pisze pięknie o trudach życia młodej mamy zmuszonej zacząć od nowa w nowym miejscu z odpowiedzialnością za małego człowieka. To historia pewnie trochę ku przestrodze. Być może komuś pomoże złapać balans albo dystans? Kto wie?
Niesie z sobą ciężki kaliber emocjonalny, więc sądzę, że do książki powinny być dołączane chusteczki, albo chociaż dopisek, iż mogą się one okazać niezbędne.
Komentarze
Prześlij komentarz