Druga powieść z cyklu „Córki żywiołów”. Wydawca przekonuje, że można je czytać niezależnie od siebie. Ja ośmielę się zasugerować, żeby jednak zachować podaną przez autorkę kolejność. Jakkolwiek nie postąpicie, gwarantuję godziny literackiej uczty. Pani Dorota Gąsiorowska włada pięknym piórem, potrafi rozpalić nawet najbardziej leniwą wyobraźnię. Uwielbiam, choć zdarzają się chwile, kiedy z niecierpliwością wypatruję końca rozdziału, najczęściej tego z teraźniejszości ponieważ opisy wydają się być ciut nużące, to bardzo cenię autorkę. Snuje niezwykłe historie gdzie twarda rzeczywistość zgrabnie splata się z magią i dawnymi wierzeniami. W niniejszym tomie...
poznajemy pisarkę, która przyjeżdża do domu swoich rodziców, by objąć go opieką podczas nieobecności właścicieli. Ava potrzebuje ogromu spokoju oraz nieustającej weny. To pierwsze ma do czasu... za sprawą niespodziewanego i początkowo niechcianego sąsiada. To drugie zaś... przychodzi z czasem, a raczej wraz z zaskakującym prezentem. Pewną rzeźbą. Pisarka, wiedziona ciekawością, postanawia odszukać twórcę tego podarunku, w następnym kroku chciałaby też dowiedzieć się, od kogo go otrzymała.
Jest również Lalie. Mieszka w Huelgoat, uwielbia las i wędrówki po nim. Ma również wyjątkową łączność z naturą, podobnie jak jej mama. Pewnego dnia zostawia to, co zna i kocha, by przenieść się do Paryża...
Jak wiadomo wszystko pięknie się ze sobą połączy. Być może ktoś już podejrzewa w jaki sposób. Polecam bardzo serdecznie. Kawał bardzo ciepłej i sympatycznej dla serca i umysłu literatury. Pozwala oderwać się od ziemi i pofrunąć... w powietrze! Nie bójcie się. Turbulencji nie przewidujemy. Pani Dorota Gąsiorowska jest naprawdę dobrym pilotem i przewodnikiem.
Kłaniam się. Do napisania!
Komentarze
Prześlij komentarz