Żeby zająć czymś myśli opowiem Państwu dziś trochę o pierwszym tomie trylogii, która jest zatytułowana dokładnie tak samo, jak niniejsza historia. Dlaczego zająć myśli? Ponieważ jutrzejszym popołudniem czeka mnie wizyta u dentysty. Nie pierwsza- rzecz jasna, a mimo to tak bardzo stresująca. Cóż, jeśli kiedyś nie będę czuła tego niepokoju, będzie to prawdziwy cud. A w cuda oczywiście mocno wierzę.
„Slammed” autorstwa Collen Hoover to jeżeli się nie mylę trzecia jej książka, którą przeczytałam. Kilkuletnia przerwa od jej twórczości poskutkowała tym, że w końcu zatęskniłam.
Sądziłam, że będzie to taki lekki romans, może nawet całkowicie banalny, przy którym to będę wzdychać i zerkać kiedy dobiegnie końca.
Nic z tych rzeczy. Książka zaskakująca i głęboka.
Kiedy Layken z mamą i bratem przeprowadza się z Teksasu do Michigan, jest oczywiście pełna wątpliwości. Raz cieszy się z takiej kolei rzeczy, innym razem zupełnie nie. Szybko poznaje Willa, opiekującego się swoim bratem po śmierci rodziców, z którym zacieśnia relacje i ma nadzieję, że będzie ona trwała. Niestety przed młodymi wyboista droga. Braki w początkujących konwersacjach, takich wiecie czym się zajmujesz, co lubisz robić w wolnym czasie, boleśnie zostają uzupełnione. Rzecz jasna nie przypada to do gustu żadnej ze stron...
Powieść jest tylko lekko napisana. Ładunek emocjonalny, jaki w sobie dźwiga, jest naprawdę sporych rozmiarów. Czy można przewidzieć zakończenie? I tak, i nie. Jeśli czyta tę książkę nastolatka, dla której jest ona pierwsza to bardzo możliwe, że będzie ona zaskoczona. Jeśli czytelniczka ma za sobą szereg podobnych historii jest duża szansa, iż celnie przepowie sobie finał.
Postarajcie się nie podglądać do przodu. Wtedy szanse na „wow” będą mieli wszyscy.
Komentarze
Prześlij komentarz