Tekst powstaje we współpracy z Wydawnictwem Znak. Serdecznie dziękuję za możliwość przeczytania książki.
„Ostatnia róża Szanghaju” jest bardzo interesującą książką. Napisana sprawnym, ale gęstym językiem, przez co nie przeczytałam jej szybko. Autorka opowiada historię nietuzinkową. Szanghaj. Nie wiem jak Państwo, ale ja po raz pierwszy czytałam o tamtych rejonach świata i to fabuła osadzona jest w przeszłości. Brzmi dobrze, prawda?
Aiya i Ernest. To ich poznajemy na kartach książki. Jest rok 1940, przed japońską okupacją. Aiya, młoda Chinka, prowadzi klub nocny. Kiedy poznaje Ernesta Reismana, pianistę a przy tym uciekiniera z Europy, nie zastanawia się długo. Zatrudnia go. Wbrew woli rodziny oczywiście. Stopniowo nawiązuje się między nimi więź. Najpierw przyjaźni, później miłości. To uczucie, które w tamtym czasie i okolicznościach nie mogło mieć racji bytu. Czy gdy zostaną rozdzieleni, będą mieli jeszcze szansę na ponowne spotkanie? Wśród wojennej zawieruchy absolutnie nic nie jest pewne. Plany można mieć, ale wagę do nich przywiązywać na pewno nie warto.
Oprócz tego wątku jest też nie mniej wzruszający dotyczący rodzeństwa. Może wywołać łzy więc polecam mieć blisko chusteczki.
Historyczna opowieść. Zakazana miłość. Romans. Strata. Muzyka. A to wszystko z ogromnym smakiem i wyczuciem. Cieszę się, że wpadła w moje ręce. Mam nadzieję, że kolejne osoby, którym podsunę lekturę spędzą równie dobry czas jak ja. Myślę sobie, że nie będzie nią zawiedziony ani miłośnik literatury z historią w tle, ani ten ceniący niecodzienne obyczajówki. To kawał dobrej lektury. W sam raz na jesienne wieczory.
Komentarze
Prześlij komentarz