Któż nie lubi opowieści, które są tak bardzo życiowe a spisane z domieszką czegoś absolutnie wyjątkowego? Moim zdaniem Pani Joanna Tekieli, albo czaruje podczas budowania świata bohaterów, albo ma w sobie coś niesamowitego, co nawet nieświadomie „sprzedaje” swoim postaciom.
Do Olszowego Jaru przyjeżdża Patrycja, Weronika i jej kuzynka – Małgosia. To wizyta po latach. Z tym miejscem wiążą szereg wspomnień z dzieciństwa. Teraz jednak wiele się zmieniło. Przede wszystkim dom rodzinny jest w opłakanym stanie. Weronika podejmuje się zadania. Zrobi co tylko może, by przywrócić mu świetność i dawny klimat. Nie jest w tym sama. Obok pomysłowej pani architekt jest też pewien przystojny pracownik firmy budowlanej... Czy przy natłoku spraw, jakie piętrzą się podczas takiego remontu, Weronika zapomni o trudnej przeszłości i ufnie otworzy się na to, co przed nią?
Przede wszystkim klimat. Niesamowicie mnie urzekł. To nie jest taka zwykła fabuła, twarda, spisana po prostu od tak. Tutaj jest coś, co nie pozwala o niej zapomnieć po odłożeniu na półkę. Pani Tekieli nie tylko pisze. Ona maluje słowem i dobiera kolory bardzo umiejętnie. W jednym miejscu delikatne, w innym intensywniejsze. Powstały obraz z przyjemnością zostawiam w sercu wracam co jakiś czas.
„Zaczarowana zima w Olszowym Jarze” może dla wielu czytelników okazać się falą wspomnień o bardzo śnieżnych zimach, które zapisały się w pamięci a te jakie teraz obserwujemy na pewno od tamtych odstają. Jest ciepło, sielsko a przy tym naturalnie i życiowo.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu.
Komentarze
Prześlij komentarz