Niesamowite,
jak bardzo książka może wzruszać. Niebywałe, jak możemy się
dzięki niej poczuć otuleni.
Nie
zdajemy sobie sprawy jaka moc zamknięta jest w dotyku. Człowiekowi
potrzeba od czterech wzwyż przytuleń dziennie, aby odpowiednio
funkcjonował. Można się z tym zgadzać bądź nie, jednak chyba
wszyscy przytakniemy temu, iż bliskość jest niezwykle istotna i
korzystnie wpływa na nasz nastrój. Dzięki niej stajemy się żywsi,
nabieramy sił oraz ochoty do działania.
Kolejną
świąteczną powieścią jaką chciałabym Wam zaprezentować i
zarazem zaproponować, jest „Pokój kołysanek” autorstwa Nataszy
Sochy. W jej stworzeniu pomogły pisarce notatki jej dziadka, który
kochał podróżować oraz historia pewnego pana Davida Deutchmana.
Otóż ów mężczyzna niegdyś po zakończonej rehabilitacji poczuł
niewytłumaczalny impuls, który kazał mu podjąć jakąś pracę w
szpitalu gdzie sam był leczony. Miał szczęście. Dane mu było
podjąć wolontariat i został „przytulaczem” noworodków,
wcześniaków. Deutchman nadal w ten sposób otacza troską te
dzieci. Sami powiedzcie, czy taka historia nie jest w sam raz na
karty świątecznej opowieści?
Joachima
wciąż gdzieś nosiło. Uwielbiał zwiedzać świat, poznawać nowe
jego zaułki. Kiedy trafił do domu dziecka „Koraliki”, wydawało
się, że porzuci wędrowny tryb życia i osiądzie właśnie tam.
Zwłaszcza, że podejmując pracę właśnie w Obornikach, poznaje
Helenę. Szybko zaczyna ich łączyć coś więcej niż tylko troska
o dobro podopiecznych. Niestety, to, co miało stać się
codziennością już na lata a może i na zawsze, zostaje tylko
wspomnieniem. Pozostaje ból, tęsknota...
Obojgu
ciśnie się na usta pytanie... co by było gdyby?
Czego
można spodziewać się po tej powieści? Samych wspaniałości i
cudowności. To historia dla każdej kobiety w każdym przedziale
wiekowym. Wszystkie mają szansę się nią zachwycić począwszy od
uroczej okładki aż po mądrą, czarującą, pięknie ubraną w
słowa fabułę. Nie ważne, czy czytelniczka na co dzień sięga po
kryminały bądź thillery. Moim zdaniem nawet takiej osobie „Pokój
kołysanek” przypadnie do gustu.
Rewelacyjna
świąteczna atmosfera, którą czuć z każdej strony wprowadza
klimat. Mógłby on trwać i trwać. Czytelniczki poznają historię
Joachima i Heleny z dwóch stron. Z tej teraźniejszej i przeszłej.
Obie są jednakowo zajmujące i nie odczuwamy zniecierpliwienia,
kiedy dana część się zakończy, by przejść do następnej,
bardziej lubianej. Powieść, oprócz stref czasowych, została
podzielona na rozdziały. Pierwszy z nich zatytułowano „1 grudnia”
i tak kolejno aż do Wigilii. Nasuwa się więc pomysł, że można
by spróbować czytać po jednym dziennie przypisanym do danego dnia.
Nic z tego jednak. Zaczynając lekturę nie sposób zakończyć jej
wraz z ostatnią kropką rozdziału.
Natasza
Socha po raz kolejny zaserwowała sporą dawkę wzruszeń, które
łapią za gardło i nie puszczają aż do końca.
Za
książkę dziękuję
Komentarze
Prześlij komentarz