Wiele
autorów ma na swoim koncie pewne cykle powieści, z których
zasłynęli i kiedy pojawia się nazwisko danego pisarza, czytelnik
bezbłędnie potrafi podać odpowiedni tytuł serii, która wyszła
spod jej pióra. W takim właśnie gronie od kilku lat znajduje się
Magdalena Kordel. Jej cykl zatytułowany „Malownicze” wciąż
skrada serca czytelników w całej Polsce. Chociaż w swoim
literackim dorobku ma również inne warte poznania powieści, to
historia Magdaleny rozłożona na pięć tomów, bez wątpienia
wiedzie tutaj prym. Z niecierpliwością wypatrywałam kolejnej
książki Kordel i kiedy mówiła, że ta świąteczna będzie nie
lada niespodzianką wyczekiwaną przez wielu, podejrzewałam, iż
powrócimy do Malowniczego. Nie pomyliłam się.
Adrianna
niechętnie przyjmuje do wiadomości fakt, że lada chwila nastanie
czas Bożego Narodzenia. Jak na złość grudzień płynie zbyt
prędko. Jak na złość dla niej w gwoli ścisłości. Awersja do
świąt zrodziła się po odejściu ojca, ponieważ to on był
jedynym, który potrafił wykrzesać z córki radość z powodu
nastania tego magicznego czasu. Na matkę Adrianna nie może liczyć,
gdyż dla tej liczą się tylko kolejni partnerzy, dla których jest
gotowa na wiele. Zupełnie przeciwnie rzecz ma się z jej własnym
dzieckiem. Teraz, kiedy Ada dorosła, już nie jest zmuszona liczyć
się z czyimkolwiek zdaniem. Jest wolna, jednak w sercu wcale nie
czuje radości z tego powodu. Los decyduje się pomóc młodej
kobiecie, zsyła na jej drogę człowieka, który podpowiada
najlepsze rozwiązanie. Adrianna decyduje się posłuchać
nieznajomego i umknąć przed bolesnymi wspomnieniami. Takim sposobem
wyjeżdża do Malowniczego i tam odnajduje coś więcej niż
początkowo pragnęła. Czasami nie to, co nam się wydaje jako
niezbędne, rzeczywiście takie jest. Adrianna miast zaszyć się w
ustronnym pokoju, wychodzi naprzeciw ludziom. Angażuje się w pomoc
Leontynie w Kuferku. Wiele czasu spędza z Magdą i jej radosną
familią. Jej pobyt w miasteczku okaże się naprawdę przełomowy i
niezapomniany.
W
Malowniczym zostawiłam przyjaciół i właśnie zajrzałam w ich
progi, by dowiedzieć się jak upływa im życie. Zapewne nie tylko
to moje odczucia po lekturze. Większość zauroczonych tą serią
tak właśnie potraktuje „Pejzaż z aniołem”. Autorka serwuje
nam cudowną opowieść. Wzruszającą i zabawną. Te dwie cechy są
tymi rozpoznawczymi Magdalenę Kordel. Ciepło aż bije z każdej
karty. Oprócz tego, że jej lektura przynosi wiele radości, skrywa
w sobie kilka ważnych aspektów. Warto oswoić swoje lęki, stanąć
z nimi twarzą w twarz. Może się bowiem okazać, że to, czego tak
nie chcemy doświadczyć, ponieważ podejrzewamy, że w tamtym
miejscu wciąż czają się tylko negatywy, zaskoczy nas na plus.
Najnowszy tom Malowniczego skrywa też w sobie jeszcze jedną istotną
podpowiedź dla czytelnika borykającego się być może z podobnym
problemem. Nie należy za wszelką cenę spychać bólu, którego
doświadczyliśmy w przeszłości, w dzieciństwie. Zdecydowanie
korzystniej jest go przyjąć i utulić.
Mam w planach ten cykl :)
OdpowiedzUsuń