Na
rynku mamy ogrom pisarzy. Można wybierać i brzydko mówiąc,
przepraszam, przebierać nieustannie. Niektórzy próbują zaistnieć
ale bez wielkich sukcesów, drudzy wychodzą naprzeciw czytelnika i
zachwycają go tylko jedną książką, bo kolejne są tylko gorsze a
spadek formy mówi tylko jedno: teraz to już ciężko będzie
przeskoczyć wysoko postawioną poprzeczkę. Są też tacy, którzy
przychodzą i … zostają, zachwycają co chwila na nowo, przede
wszystkim prostotą i spokojnym podejściem do fabuły. Do tej
ostatniej grupy zalicza się Krystyna Mirek, która ma na swoim
koncie dwadzieścia jeden powieści a z nich wszystkich naprawdę
niezmiernie ciężko jest wybrać tę jedną jedyną. „Szczęście
za horyzontem” to świeżynka, która już podbija serca
czytelniczek.
Justyna
i Jan żyją w dwóch różnych światach. Być może łączy ich
tylko to, że co dzień patrzą w to samo niebo, wyciągają twarz do
tego samego słońca. Chociaż wątpię, nie mają na to czasu.
Justyna
wiedzie ustabilizowane, wygodne pełne przyjemności życie u boku
Sławka. Para spodziewa się dzieci. Jednak tragiczne zdarzenie
przekreśla wszystko, co dotychczas tak skrupulatnie budowali. Fakt,
że zaczynają się dusić, sprawia, iż nie ma innej drogi. Jest
tylko jedna, jedyna możliwość. Zacząć wszystko od początku
tylko już nie w tym dobrze znanym środowisku.
Janek
natomiast to ojciec trójki dzieci. Mężczyzna stara się ze
wszystkich sił, aby jego pociechom niczego nie brakowało. Niestety,
efekty nie są widoczne gołym okiem tak, jak powinny. Najstarszy syn
Jana, Wiktor, wziął na siebie część obowiązków i to on stara
się okiełznać całe domowe gniazdo. Kiedy do drzwi ich domu puka
Justyna, nie wiedzą o tym, że ich los nareszcie przybierze inny
obrót.
To
prawda, że kiedy odczuwamy smutek powinniśmy skierować swoje kroki
ku drugiemu człowiekowi. Wtedy wszystko nabiera innych kolorów i
perspektywa dotychczas zasnuta mgłą zaczyna się odmieniać.
Doskonale pokazała to Krystyna Mirek na kartach tej właśnie
powieści.
Sądzę,
że dla wielu „Szczęście za horyzontem” okaże się czymś
zdecydowanie istotniejszym niż zwyczajną obyczajową, przyjemną
opowieścią, którą po przeczytaniu odkłada się na półkę i
zapomina. W przypadku tej pozycji zdecydowanie takie zachowanie nie
będzie możliwe. Chociaż to pełna ciepła, delikatności, wyczucia
historia to zawiera wyjątkowo mocne i wyraźne przesłanie. Jak
zawsze w punkt ale tym razem wyjątkowo silnie i zdecydowanie. To
uderzenie było bardzo potrzebne.
Mnie
osobiście ta fabuła dotknęła mocno. Pokazała jeszcze wyraźniej
to, do czego sama powoli dochodzę i czego wciąż się uczę. To
trudna sztuka, w każdym z nas bowiem jest jakiś egoizm a porzucenie
go wiele kosztuje... ale warto podjąć trud, by znaleźć Prawdziwe
szczęście, które może kryć się tuż za horyzontem.
Bardzo
podobało mi się również to, że autorka potrafi zawsze ze
wszystkiego potrafi wyciągnąć dobro. Powinniśmy i tego wciąż
się uczyć.
Tyle
chciałabym jeszcze opowiedzieć o tej cudnej powieści ale gryzę
się w język, by nie zdradzić zbyt wiele i tym samym odebrać Wam radość z lektury. Gorąco polecam „Szczęście za horyzontem”. Nie
zawiedziecie się!
Bardzo lubię książki pani Krysi. Mam ochotę i tę poznać. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam, książki autorki niosą spokój i taką jakąś "błogość" :) i sa pięknie pisane.
OdpowiedzUsuń