Któż
z nas nie lubi zimowych wieczorów? Gdy spędzamy czas pod kocem z
kubkiem ulubionej herbaty. Za oknem panuje śnieżna zawierucha,
dzięki której widzimy tylko mgliste światło ulicznych latarni.
Czytamy książkę, czujemy dotyk dłoni ukochanej osoby, rozprawiamy na wiele tematów z ciekawymi towarzyszami, rozkoszujemy się ciepłem i spokojem. Dla takich
chwil warto przerwać jesienną szarą, burą codzienność.
Dla
Davida i Norah Henry ta zima miała być wyjątkowa. Pewnego
śnieżnego wieczoru wyruszają do kliniki, aby tam, w odpowiednich
warunkach, na świat mogło przyjść ich potomstwo. Chociaż
mężczyzna nie jest położnikiem, odbiera poród. Kiedy w jego
kochających ramionach spoczywa syn, idealny w każdym calu chłopiec,
Davida rozpiera duma i ogromne szczęście, które jednak szybko
opuści jego serce. Kilka minut po porodzie rozpoczyna się kolejny.
Tym razem na świat przychodzi dziewczynka. Mężczyzna przeżywa
szok, gdy dostrzega, że córka jest chora. Ma Zespół Downa. Pod
wpływem chwili David Henry podejmuje decyzję, która zaważy na
całym życiu jego żony i jego, a także syna Paula. Mężczyzna
oddaje chorą córkę asystującej mu pielęgniarce prosząc, by
zawiozła dziecko do ośrodka odpowiedniego dla niej, a żonie mówi,
że drugie dziecko zmarło.
David
chcąc ochronić żonę przed potężnym ciosem, którym będzie, jak podejrzewa,
przedwczesna śmierć Pohebe, postanawia, że lepiej będzie, jeżeli
Norah nie dowie się o istnieniu córki. Kobieta nie
może pogodzić się z sytuacją i zamiast czerpać radość z
macierzyństwa, codzienne obowiązki wykonuje niczym robot. Małżeństwo małymi krokami
zmierza ku rozpadowi.
Mężczyzna w swoim mniemaniu pragnie dobra żony i dlatego podejmuje taką a nie inną decyzję. Nie podejrzewa nawet, że wyrządza jej przeciwnie - okropne cierpienie. W czasie, gdy Norah i David przeżywają ciężkie momenty, Pohebe wyrasta na mądrą, inteligentną dziewczynę, której śmierć wcale nie zamierza dosięgnąć w młodym wieku...
Mogłoby się wydawać, że w literaturze było już wszystko i niczym spektakularnym zaskoczyć czytelników nie sposób. Chcę Wam powiedzieć, że to nie prawda. Kim Edwards stworzyła dzieło, którego nie można nie poznać. To perła w mojej biblioteczce i zapewne nie tylko w mojej. Książka napisana została w taki sposób, abyśmy nie mogli odłożyć jej choćby na moment. Przesiąknięta prawdziwymi emocjami i problemami. Miłość, która pragnie dobra dla ukochanej osoby a okazuje się, że jest to zło. Coś niewybaczalnego. Bez skrępowania osądzamy Davida widząc, iż to tylko on jest winny rozpadowi małżeństwa. Mylimy się jednak. Gdyby Norah przyjęła tę informację, próbowała tworzyć dom pomimo bólu, w ich oczy nigdy nie zajrzałaby niepewność odnośnie małżonka. Pomimo straty, mieliby szansę nie oddalić się od siebie, gdyby walczyli. O siebie. O małżeństwo. O piękne, wspólne, rodzinne życie. Z drugiej strony widzimy gorącą walkę o samodzielność Pohebe. Dziewczyna ma się dobrze, pragnie wyjść za mąż, pracuje. Jest szczęśliwa i nieświadoma tego, że kobieta do której mówi "mamo", nie jest jej biologiczną rodzicielką.
Widzimy portret młodej kobiety, która pomimo choroby i wielu schodów, jakie napotyka na swej drodze, brnie do przodu. Myślę, że wiele możemy zaczerpnąć od Pohebe. "Córka opiekuna wspomnień" to książka, po którą warto sięgnąć. Szybko wchodzimy w rzeczywistość bohaterów, szarpią nami sprzeczne często emocje. Tak, ta powieść to jedna z najlepszych jakie dane mi było dotychczas przeczytać. Piękna, prawdziwa chociaż trudna.
Świetna, przejmująca książka :-).
OdpowiedzUsuńRozumiem i podzielam Twój zachwyt.
Pozdrawiam,
Zaczytana do samego rana
Dziękuję za tę piękną recenzję. Życie jest takie, jak w tej książce, trudne, pełne wyborów, odpowiedzialności, troski o najbliższych... Czasami nasze wybory są trafne, czasami przeciwnie... Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuń