Premiera: 29.07.2015
Wydawca: Pascal
Stron: 320
Kura domowa... kura domowa... no nie! Za Chiny ludowe mi to stwierdzenie nie odpowiada. Dlaczego kura domowa a nie pani domu? Fakt, ten drugi zwrot kojarzy się z gazetą, no ale jest o niebo lepszy niż kura domowa! No umówmy się! Która kobieta lubi być nazywana kurą domową? Nie, nie i jeszcze raz NIE.
Ale Wiktorii to bynajmniej nie przeszkadzało... no dobra, na początku na pewno. Przecież chciała rozwijać się w swojej dziedzinie, jest po architekturze. Ale skoro życie tak się potoczyło, że "postawiło" ją w roli ... gospodyni, to nie miała już później z tym problemu. Tymon nigdy nie ukrywał, iż zależy mu na tym, aby żona została w domu. Wiktoria więc zrezygnowała ze swoich planów i marzeń. Jest idealną, perfekcyjną kurą domową. Nie tylko świetnie gotuje i dba o czystość. Ona potrafi rozróżniać garnki! A w nocy o północy, obudzona z głębokiego snu jest w stanie bezbłędnie opowiedzieć jakimi środkami można usunąć plamy! Kobieta haruje za dwóch, staje na głowie aby mąż był zadowolony i miał powody, by chwalić się nią. Tymonowi jednak to wszystko szybko się nudzi i pewnego dnia obwieszcza, że poznał Annę.
Perfekcyjna pani domu musi pogodzić się z tym, iż kończy rozdział zatytułowany "żona". Nie ma innego wyjścia. Tymon nie zamierza zrezygnować z nowej kobiety. W celu odcięcia się od przeszłości, Wiktoria opuszcza kraj i udaje się do zamieszkałej w Niemczech ciotki Klary. Jest tam bardzo mile widziana. Łapie oddech i próbuje wrzucić na luz. Szybko poznaje inne kury domowe, które są w dużo gorszych sytuacjach niż ona. Kobiety zaprzyjaźniają się, ich więzy stają się coraz to silniejsze, jest wsparcie, dodawanie otuchy i wszystko to, co powinny dostać od mężczyzn, z którymi dzielą życie. Nieoczekiwanie w głowie Wiktorii pojawia się pewien pomysł mogący odmienić wszystko...
"Rosół z kury domowej" to pierwsze moje spotkanie z twórczością N. Sochy niestety nie udane. Według mnie ta książka to totalna klapa. Jest nudna i chwilami nie smaczna. Tylko patrzyłam, aby skończyć czym prędzej. Jak tak sobie myślę, to dochodzę do wniosku, że nic mi się nie podobało... Fabuła nijaka, styl też niezachwycający...
Wiem, że jedna z moich dobrych koleżanek czytała "Macochę", Karolina ma podobny gust do do mojego, więc może jednak się skuszę i sprawdzę, czy tylko "Kura" była klapą czy może cała reszta też nie jest warta zachodu.
Proszę pamiętać, że jest to tylko moja opinia. Nikt nie musi się do niej odnosić.
Wydawca: Pascal
Stron: 320
Kura domowa... kura domowa... no nie! Za Chiny ludowe mi to stwierdzenie nie odpowiada. Dlaczego kura domowa a nie pani domu? Fakt, ten drugi zwrot kojarzy się z gazetą, no ale jest o niebo lepszy niż kura domowa! No umówmy się! Która kobieta lubi być nazywana kurą domową? Nie, nie i jeszcze raz NIE.
Ale Wiktorii to bynajmniej nie przeszkadzało... no dobra, na początku na pewno. Przecież chciała rozwijać się w swojej dziedzinie, jest po architekturze. Ale skoro życie tak się potoczyło, że "postawiło" ją w roli ... gospodyni, to nie miała już później z tym problemu. Tymon nigdy nie ukrywał, iż zależy mu na tym, aby żona została w domu. Wiktoria więc zrezygnowała ze swoich planów i marzeń. Jest idealną, perfekcyjną kurą domową. Nie tylko świetnie gotuje i dba o czystość. Ona potrafi rozróżniać garnki! A w nocy o północy, obudzona z głębokiego snu jest w stanie bezbłędnie opowiedzieć jakimi środkami można usunąć plamy! Kobieta haruje za dwóch, staje na głowie aby mąż był zadowolony i miał powody, by chwalić się nią. Tymonowi jednak to wszystko szybko się nudzi i pewnego dnia obwieszcza, że poznał Annę.
Perfekcyjna pani domu musi pogodzić się z tym, iż kończy rozdział zatytułowany "żona". Nie ma innego wyjścia. Tymon nie zamierza zrezygnować z nowej kobiety. W celu odcięcia się od przeszłości, Wiktoria opuszcza kraj i udaje się do zamieszkałej w Niemczech ciotki Klary. Jest tam bardzo mile widziana. Łapie oddech i próbuje wrzucić na luz. Szybko poznaje inne kury domowe, które są w dużo gorszych sytuacjach niż ona. Kobiety zaprzyjaźniają się, ich więzy stają się coraz to silniejsze, jest wsparcie, dodawanie otuchy i wszystko to, co powinny dostać od mężczyzn, z którymi dzielą życie. Nieoczekiwanie w głowie Wiktorii pojawia się pewien pomysł mogący odmienić wszystko...
"Rosół z kury domowej" to pierwsze moje spotkanie z twórczością N. Sochy niestety nie udane. Według mnie ta książka to totalna klapa. Jest nudna i chwilami nie smaczna. Tylko patrzyłam, aby skończyć czym prędzej. Jak tak sobie myślę, to dochodzę do wniosku, że nic mi się nie podobało... Fabuła nijaka, styl też niezachwycający...
Wiem, że jedna z moich dobrych koleżanek czytała "Macochę", Karolina ma podobny gust do do mojego, więc może jednak się skuszę i sprawdzę, czy tylko "Kura" była klapą czy może cała reszta też nie jest warta zachodu.
Proszę pamiętać, że jest to tylko moja opinia. Nikt nie musi się do niej odnosić.
Komentarze
Prześlij komentarz