Kiedyś, kiedyś dawno temu przeczytałam „Telefon od anioła” Musso, ale kompletnie nie pamiętam tej powieści. Byłam ciekawa, czy „Papierowa dziewczyna” również tak łatwo wypadnie mi z głowy. Tak się nie stało. To była bardzo dobra książka, która niesamowicie mnie zaskoczyła. Takiego obrotu naprawdę się nie spodziewałam. Z tyłu okładki był wpis, że jest między innymi romantyczna. Dla mnie „Papierowa dziewczyna” okazała się obyczajową opowieścią z domieszką, większą lub mniejszą, w zależności od momentu akcji, thrillera.
Główną postacią jest pisarz. Tom Boyd właśnie zakończył swój związek a żal i smutek, jaki mu teraz towarzyszy, próbuje zatuszować alkoholem i narkotykami. Mężczyzna z przyjemnością zatraca się i zupełnie porzuca pisanie, nic sobie nie robiąc z płynących do niego ponagleń. Wszyscy, a szczególnie jego przyjaciel i zarazem literacki agent, niecierpliwie wypatrują kolejnego tomu świetnie przyjętej serii. Tym bardziej, że dwie pierwsze części są właśnie ekranizowane. Nic dziwnego, że chcieliby wiedzieć co dalej.
Zupełnie niespodziewanie podczas beznadziejnej pogody, deszczu i burzy, przed otumanionym używkami Boyd'em, pojawia się Billy. Dziewczyna twierdzi usilnie, że jest bohaterką jego powieści, która (UWAGA!) WYPADŁA z niedokończonego zdania ze strony 266. Jak to możliwe?
Powiem na koniec, że dziewczyna utrzymuje, że Tom MUSI dopisać dalszy ciąg historii, bo w innym wypadku ona po prostu umrze...
Najzabawniejsze okazało się dla mnie to, jak Billy próbuje kierować Boyd'em odnośnie swoich dalszych losów. Jak mówi mu, co chciałaby przeżyć i z kim się związać.
„Papierowa dziewczyna” niejednokrotnie dała mi pstryczka w nos. Myślałam, że wszystko pójdzie w tę stronę, ale autor poprowadził mnie i losy bohaterów w przeciwnym kierunku. Jeśli kolejne historie Musso są podobne, uczta literacka jeszcze przede mną a niniejsza powieść to dopiero przystawka!
Komentarze
Prześlij komentarz