Jakiś czas temu dotarła do mnie paczka z Wydawnictwa Filia, w której kryły się dwie książki. „Warszawski niebotyk” i właśnie „Kim naprawdę jestem”. Musiały chwilę poczekać, gdyż choroba odebrała mi ochotę do czytania przede wszystkim takich bardziej wymagających lektur. Ale jak już chwyciłam za nowość od Pani Agnieszki Jeż – przepadłam. Chociaż, szczerze muszę przyznać, nie przeczytałam za jednym zamachem. To bardzo, bardzo, BARDZO emocjonalna fabuła. Co chwilę chwytała mnie za serce. Trudno żeby wojenna treść powieści była łatwa. Tutaj również tak nie jest. Jednak autorce z takim warsztatem literackim udało się zachować lekkość przekazu. Niebywałe a możliwe.
Najpierw pracę u Państwa Szaflarskich podejmuje Halina Radke. Jednak wskutek wypadku musi wrócić do rodzinnego domu. Zastępuje ją jej siostra – Janina. Kobieta bardzo sumiennie wykonuje swoje obowiązki u doktorstwa. Przede wszystkim troszczy się o dzieci pracodawców i jakoś mimowolnie zaczyna marzyć jakby to było, gdyby to ona była żoną Jana i matką jego pociech. Śmiałe to rozważania lecz kto jej ich zabroni?
Takie właśnie normalne życie brutalnie przerywa wojna. Rodzina zostaje rozłączona. Dzieci mają jednak szczęście. Trafiają do dobrych domów, pod czułą opiekę nowych mam. Zapominają o przeszłości, ale ona prędzej czy później znów pojawi się na horyzoncie. Przecież trzeba sobie odpowiedzieć: Kim naprawdę jestem...
Po latach, kiedy Janina ponownie spotyka swoją pracodawczynię... wszystko wygląda inaczej. Kobiety, które dzieliło wiele, teraz jakby były na podobnym poziomie. Obie straciły. Spokój, bezpieczeństwo i kogoś drogiego sercu.
Pora to odnaleźć. Tylko czy powrót zawsze jest dobry? To jest też dobre pytanie. Bo jak coś lub kogoś tracimy to chcemy odzyskać, chcemy, żeby było normalnie... ale czy to zawsze jest możliwe?
Okrutne wojenne czasy, w których przyszło żyć bohaterom powieści znamy już bardzo dobrze. Takich pozycji na rynku jest bardzo dużo. A jednak każda ujmuje w inny sposób. Pani Jeż opowiedziała nam losy postaci w sposób przejmujący do głębi.
Czytając miałam wrażenie, że znam tych ludzi. Nie istotne, iż oni są fikcyjni. Pokazani w tak normalny wręcz rzeczywisty sposób, że nie sposób nie odnieść takiego właśnie wrażenia.
Dużo miejsca pisarka poświęca miłości matki do dzieci, że jest to najistotniejsza kwestia. Jak widać w powieści i nie tylko w niej, jest to sama prawda.
Jak widzicie ciężko zebrać myśli po takiej lekturze. Nazbierałam ich sporo ale z poukładaniem mam problem.
Przeczołgała mnie niniejsza książka.
Polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz