Po raz drugi zawitałam do Jabłoniowego Sadu. Po raz pierwszy zjawiłam się tam, gdy tylko ukazał się na rynku. Wiem, że bardzo odpowiadała mi atmosfera tam panująca. Jednak teraz to czysty zachwyt! Ciepło, które wokół siebie roztaczają bohaterowie jest zdecydowanie nie do podrobienia. Postacie takie ludzkie. Ich życie doskonale nam znane. Uwielbiam. Po prostu uwielbiam.
Pozwólcie, że przypomnę fabułę tomu numer dwa.
Jan
i Helena Zagórscy to wyjątkowa para. Miłość dopadła ich w
najmniej oczekiwanym momencie i na początku zrobiła więcej złego
niż dobrego. Po latach widzą jakie błędy popełnili, jak powinni
postąpić lecz już cofnąć niczego nie można, należy żyć dalej
i poprosić o przebaczenie. Uczucie, jakie ich połączyło jest
niezwykłe. Aby zbudować tak głęboką relację trzeba morza
cierpliwości i chęci by tworzyć wspólny świat. Im się udało.
Mają, jak już wiecie, córki. Julię, Gabrysię, Marylę, Anielę.
Piękne kobiety, które biorąc przykład z ojca postanawiają
zawalczyć o swoje marzenia, aby poprawić jakość swojego życia.
W
życiu Zagórskich szykuje się sporo zmian. Kiedy dopada nas
przeszłość nigdy nie jest łatwo. Tym bardziej, gdy domaga się
aby dokonać wyboru. Przed taką właśnie sytuacją postawiony
zostaje Jan. W tym momencie mamy szansę poznać Alfreda, który
przyjeżdża do brata w najmniej oczekiwanym czasie. Czekał już
zbyt długo, nadeszła pora aby wziąć to, co należy do niego. Gdy
zapadnie decyzja nie będzie już odwrotu, trzeba więc dobrze
wszystko przemyśleć i mieć na uwadze dobro wszystkich.
Bardzo
zżyte ze sobą oraz z rodzicami córki wyczuwają w tym wszystkim
okazję do wyszperania w sobie niezbadanych pokładów odwagi by tak
na prawdę rozpocząć realizować marzenia. Cztery kobiety, cztery
odmienne charaktery. Aniela, o której (w moim odczuciu) w tej
pozycji jest najwięcej, jest samotnie wychowującą córeczkę Anię
młodą matką. Dotychczas sądziła i uparcie broniła zdania, iż
mężczyzna z jakim ma dziecko, nie jest odpowiednim materiałem na
partnera życiowego ani tym bardziej na ojca. Teraz jednak coś się
zmieniło. Gabriela walcząca o potomstwo, Julia napawająca się
niezależnością, Maryla poszukująca odpowiedniego kandydata na
ojca dla swoich synów... Czyż z takim towarzystwem można się
nudzić?
Tak o książce pisałam kiedyś tak piszę teraz. Bo przecież fabuła się nie zmieniła. Podczas czytania towarzyszyło mi to wyjątkowe ciepło na sercu, które pojawia się zawsze kiedy mam przed sobą książkę Pani Mirek. Zdaję sobie sprawę, że się powtarzam, ale cóż mogę poradzić na to, iż cały czas pozostaję oczarowana jej piórem. Tak plastycznie nie pisze nikt. Przysięgam!
Jeśli jakimś sposobem jeszcze nie znacie Zagórskich, musicie ich poznać.
Zachęcam.
Komentarze
Prześlij komentarz