Na rynku wydawniczym coraz więcej miejsca zajmuje mądra literatura młodzieżowa, czyli taka, która nie posiada na co drugiej stronie scen erotycznych, która niesie ze sobą pozytywne przesłanie mające na celu skłonić młodzież do wyjścia poza ramy własnych ograniczeń, często tych umysłowych, nakłania do refleksji. Przed nami kolejna świetnie napisana opowieść o grupie nastolatków stojących niemalże u progu dorosłości. Wiadomo, że w letnim czasie uczniowie chcą odpocząć od książek ale... tą powieść na prawdę warto zabrać ze sobą w podróż, ponieważ uprzyjemni Wam popołudnia i wieczory! Będziecie się dobrze bawić z bohaterami.
Obóz językowy. Te dwa słowa nie kojarzą się dobrze młodym ludziom mającym sprecyzowane, już parę miesięcy przed zakończeniem roku szkolnego, plany na wakacje. Ma być to beztroski czas, wypełniony po brzegi wolnością oraz przyjemnościami (o spaniu do południa nie wspominając, bo to jasne). Jednak rodzice głównego bohatera, Jonasza, postawili na swoim i wysłali swego jedynego syna na Korsykę. Nie trzeba mówić, że główny zainteresowany nie jest tym faktem zachwycony. Wraz z dwójką przyjaciół tworzy zespół muzyczny, więc każdą wolną chwilę spędza w udostępnionym przez ojca garażu, gdzie ćwiczy. Dotychczas wiódł normalne życie. Szkoła, koledzy. Nic poza tym. Dopiero pod wpływem współtowarzyszy na obozie językowym dochodzi do wniosku, że nie może tak dalej, iż coś musi zmienić. Realizować plany, marzenia. Rozwijać pasję nie tylko w garażowym zaciszu. Chłopak nawiązuje bliższe relacje z dziewczyną, zaprzyjaźnia się z kolegami. Słuchając życiowych opowieści kompanów, postanawia czerpać z życia pełnymi garściami, nie pozwolić, żeby przeciekało mu ono przez palce. Jonasz, Ariel, Bean i Laura to tylko garstka młodzieży, która tego lata przeżyje niezwykłą przygodę a ona pozostawi w nich ślad na zawsze. Ten wyjazd to nie tylko doskonała okazja, aby podszkolić język. Okazuje się, że na Kostaryce wszystko wydarzyć się może. Młodzi spełniają marzenia, nie przejmują się zanadto tym, co powiedzą inni, podejmują ryzyko. Przecież jeśli nawet jakiś nauczyciel ich nakryje na sytuacji, która jest niedopuszczalna przez pedagogów lub regulamin, mają nieograniczoną wyobraźnię i obrócą sprawę tak, aby uniknąć kary ;) O, tak! Do tego mają dar.
Nigdy nie byłam na obozie językowym, ale gdybym miała możliwość pobytu na takowym, chciałabym, aby był kropka w kropkę taki, jak opisała go Agnieszka Tomczyszyn w swojej najnowszej, letniej powieści dla młodzieży. Pomysłowe zadania, które nauczyciele serwowali uczniom pod żadnym względem nie przypominały nużących szkolnych zajęć. Bohaterowie mogli zaczerpnąć trochę z kultury Francji, znaleźć się w miejscach publicznych i poradzić sobie z załatwieniem prostych (w naszym kraju prostych) codziennych spraw, dzięki czemu szlifowali swój język angielski. Nie powinni więc narzekać na nudę. Ich czas był ciekawy i wartościowy. Nie brakowało w nim również wolnych godzin, które musieli zagospodarować sami.
"Prawo pierwszych połączeń" jest idealną pozycją na nadchodzące, gorące dni. Wciągająca i interesująca. Nie zapomnijcie wrzucić jej do wakacyjnej torby.
Wydawnictwu MG dziękuję za świetną lekturę.
Komentarze
Prześlij komentarz