Jeśli ktoś czytał „Trawers” tuż po jego premierze, był pewnie przekonany, że to jest już koniec. I wtedy ta historia na pewno smakowała inaczej. Czytając ją teraz, kiedy po niej są jeszcze kolejne tomy, jest między innymi... spokojniej. Obawiać się o Forsta przyjdzie mi dopiero przy „Kasprowym”. Chyba że zanim tam dotrę autor dopisze jeszcze kilka części, co jest wysoce prawdopodobne.
Gdy na szlaku zostaje znaleziony kolejny martwy turysta, wszyscy wstrzymują oddech. Bestia wróciła? Mogą snuć takie domniemania, gdyż w ustach nieboszczyka tkwi kolejna moneta... to już było, prawda? Podejrzenia padają też w stronę uchodźców, którzy właśnie przebywają w Kościelisku. Który trop okaże się słuszny?
Wiktor Forst początkowo tkwi w więzieniu i cóż... bardzo wsiąka w tamtejszą rzeczywistość. Radzi sobie jak tylko może. Ale los nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Za kratami czeka na niego dużo pracy. Tylko czy będzie się tego trzymał? A może tradycyjnie zboczy z trasy i wpadnie w tarapaty?
Akcja kryminału toczy się w Małopolsce. Nie tylko w Tatrach. Jest też Rabka – Zdrój, Nowy Targ, Kraków. Te dwie pierwsze miejscowości są tak blisko mojego miejsca zamieszkania, że bez trudu mogłam sobie wyobrazić, gdzie autor prowadzi bohaterów. Uwielbiam to!
Muszę przyznać, że „Trawers” na nowo rozbudził we mnie chęć poznania dalszych przygód Forsta. Zastój w tych pozycjach trwał zdecydowanie zbyt długo!

Komentarze
Prześlij komentarz