Paige Toon i już wiadomo, że przed nami same dobre, wartościowe treści.
Paige Toon to autorka, po której kiedyś spodziewałam się lekkich powieści obyczajowych, raczej takich ckliwych. Ale zostałam pozytywnie zaskoczona. Ilekroć biorę do ręki jej książek, tyle razy utwierdzam się w przekonaniu, że tu nie dostanę nic płytkiego.
„Siedem razy lato” to tytuł do bólu letni i wakacyjny, ale obok tego też pełen tęsknoty i rozterek. Cudowny.
Przeczytany teraz przeniesie Was prosto do słonecznej Kornwalii. Na pewno zapomnicie o ponurej pogodzie panującej za oknem!
Świetna rozrywka gwarantowana! Nie odkładaj jej na kolejne wakacje, zakosztuj już teraz.
Liv i Finn. Ich ścieżki skrzyżowały się w barze. Od razu zaiskrzyło i wszystko wskazywało na to, że iskrzyć będzie dalej. Nikt nie zakładał innego finału tej historii, jak tylko prostego happy endu. Ale los miał inne plany. Postanowił wystawić tę dwójkę na poważną próbę. A może było tych prób więcej? Tyle, ile powrotów chłopaka do ukochanej dziewczyny? Bo Finn wraca do Kornwalii do roku... ale później wyjeżdża...
Pewnego dnia Liv poznaje Toma i nagle okazuje się, że nie trzeba tęsknić przez dwanaście miesięcy, zastanawiać się przez dwanaście miesięcy, czy ukochany wróci. Z Tomem wszystko wygląda inaczej. Jest bezpieczniej i pewniej. I w tym przypadku wydaje się, że droga do szczęśliwego zakończenia jest prosta i gładka. Czy na pewno?
Chłonęłam ją, po prostu chłonęłam każde słowo.
Historia opowiedziana w tak piękny, subtelny sposób.
Jest też poruszony temat rzeźbiarstwa co, moim zdaniem, wprowadza tu świeżość, coś nowego, niespotykanego.
Dajcie się ponieść i zaskoczyć.
Serdecznie polecam.
 

Komentarze
Prześlij komentarz