Drugi i jak na razie ostatni tom cyklu „U Tiffany'ego”.
Cassie jest szczęśliwa u boku Henry'ego. Na jej palcu lśni zaręczynowy pierścionek. Ale mimo tego dziewczyna odwleka w czasie kolejny krok jakim jest oczywiście ślub. Zasłania się swoją trudną przeszłością i liczy na zrozumienie narzeczonego, który jednak nie ma żadnych obiekcji. Trudno się dziwić. On nie został porzucony przez żonę po dziesięciu latach małżeństwa...
Zupełnie inaczej sprawa ma się w przypadku Gem. Jest to kuzynka Henry'ego. Szalona dziewczyna z podekscytowaniem zaczyna przygotowania do najważniejszego dnia w życiu. Szłoby jej zapewne jeszcze szybciej, gdyby rodzina nie stawała na drodze a Cassie za wszelką cenę nie chciała pokrzyżować planów Gem. Dlaczego to robią?
Jaki będzie finał tej historii?
Tym razem już bez fajerwerków. Drugi tom nie dorównuje pierwszemu. Chwilami czytało się dobrze, żeby za chwilę znów się męczyć. I chociaż bohaterowie ci sami, fabuła mogłoby się wydawać ciekawa, wystarczyło pociągnąć dalej w takim samym stylu... Wielka szkoda, ponieważ „Miłość u Tiffany'ego” była naprawdę świetna. Różnorodna, barwna, ciekawa. Ta... jakby napisana na kolanie. Niestety.
Komentarze
Prześlij komentarz