I tom serii „Szept anioła”.
Płotki, dla mnie Mechelinki, gdzie rok temu spędziłam piękny tydzień wraz z mężem, to mała miejscowość nad Bałtykiem. Ci, którzy mają szczęście tam mieszkać, na co dzień wsłuchują się w wiatr od morza. O dziwo, jak to często bywa, gdy się z czymś oswoimy, oni naprawdę zwracają na niego uwagę. A na pewno się starają. W tej części poznajemy Bogusię, która porusza się na wózku wskutek wypadku. Zatraciła radość z pieczenia. Niegdyś była w tym wręcz nieoceniona. Lucyna to sekretarka wójta i największa plotkara we wsi. Sonia – córka alkoholika. Ciężko będzie zmienić podejście do życia, kiedy z rodzinnego domu wyniosło się takie a nie inne wzorce. Eleonora jest z kolei niesamowicie samotna...
Wąskie grono powiększa się jeszcze między innymi o Oliwię. Dziewczyna rzuca swoje dotychczasowe życie, zrywa zaręczyny i „poganiana” ostatnim listem od mamy, pojawia się w Płotkach.
Czy znajdzie to, czego szuka?
Nie mogłam się opędzić od Mechelinek czytając tę książkę. Wszystko perfekcyjnie sobie tam poustawiałam. Przepraszam, że autorce zrobiłam takiego psikusa. To było silniejsze ode mnie. Zaczarowała mnie ta opowieść swoim spokojem, morzem, mądrością... subtelnością... Świetna. Pani Aleksandra w pięknych okolicznościach przyrody porusza czytelnicze serca. Moje poruszyła przede wszystkim Bogusią i Oliwią. Bogusią ponieważ dobrze wiem, co czuje w kontekście wózka, a Oliwię... cóż, chciałabym taką przyjaciółkę.
Na pewno dałabym się jej namówić na wspólne pieczenie, chociaż byłabym tylko pomocnikiem, ale myślę, że śmiało dogadałybyśmy się.
Polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz