"Pasażerka" Alexandra Bracken wpadła w moje ręce zupełnie niespodziewanie. Nie miałam jej w planach, nigdy o niej nie słyszałam dopóki nie wypatrzyłam jej w markecie. Mając na uwadze, że książki na przeczytanie czekają na moich półkach bardzo długo, tę poznałam szybko po zakupie. Tematyka inna niż te, które czytuję. Gatunek również odmienny. Z zapałem wzięłam się za czytanie. Szybko zderzyłam się z mało przystępnym stylem autorki. Uniemożliwiał mi on w zasadzie przez całą książkę swobodne czytanie. Niestety. Jednak! Jeśli mowa o historii tutaj opowiedzianej, jestem bardzo usatysfakcjonowana. Rzeczywiście było to coś innego, dla mnie świeżego. Chłonęłabym jeszcze bardziej gdyby nie styl jakim włada Bracken.
Niniejsza powieść to pierwsza część serii o tytule Passenger.
Główna bohaterka to utalentowana muzycznie Etta Spencer, która w jednym momencie traci wszystko, co dotychczas posiadała i przenosi się z bezpiecznego Nowego Jorku o wiele lat wstecz do roku 1776. Tam poznaje Nicholasa Cartera, którego losy zależą od Inroowodów, pewnej potężnej rodziny. Wraz z mężczyzną rozpoczyna poszukiwania pewnej cennej rzeczy. Od powodzenia tej akcji zależy czy przeniosą się do swoich czasów czy też na zawsze przyjdzie im zostać tutaj gdzie są... Motywacja jest więc wysoka, prawda?
Mimo, że historia jest interesująca i z przyjemnością wracam do niej pamięcią, mocno wbił mi się w głowę trud przebrnięcia przez nią. Podejrzewam, że w innym układzie rozpisywałabym się o „Pasażerce” w samych superlatywach.
Komentarze
Prześlij komentarz