Tekst powstaje we współpracy z Wydawnictwem Znak. Bardzo dziękuję za egzemplarz elektroniczny książki, która swoją oficjalną premierę miała w ubiegłą środę. Proszę wybaczyć obsuwę.
Początek roku a tutaj już dobra książka! Mam szczęście. Państwo również mogą je mieć, jeżeli sięgniecie po ten tytuł. Czytając miałam w głowie wiele myśli, ale dwie były przewodnie. Ale to już było, jednak nie ważne ponieważ jest to bardzo dobre. To znaczy oczywiście coś podobnego było. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadzało z tego pewnie względu, że Pani Gosia ma niebywałą lekkość pióra, przez co ja chwilami wręcz unosiłam się na fali jej słów, mimo iż książka jak widzimy po tytule, do łatwych nie należy.
Główna bohaterka powieści to Wanda. Kiedy na jej drodze staje mężczyzna o imieniu Finn, a może Stefan? Zakochanie przychodzi bardzo szybko. Tylko właśnie. Dziewczyna wpada w konsternację kiedy orientuje się, że ich jest chyba... dwóch? Z jednej strony, tej zewnętrznej, bardzo podobnych, ale z drugiej, ważniejszej, wewnętrznej drastycznie różnych! Na prawdę drastycznie. Kobiecie jest bardzo niewygodnie z myślą, że mężczyzna, który w tak przerażający sposób zapisał się na kartach jej rodzinnego dziennika, działa na nią w wyjątkowy sposób... jak to pogodzić? Czy jest to możliwe? To oczywiście nie wszystko. Powstańcza Warszawa staje na drodze normalności... czy jak wszystko w końcu ucichnie, serce będzie jeszcze miało do kogo powrócić?
Autorka moim zdaniem wykonała piękną pracę. Nie przytłoczyła wojną czytelników. Nie wiem jak dla Państwa, ale dla mnie „Kochając wroga...” jest historią obyczajową z historią, nie na odwrót. Być może się nie zgodzicie, jednak ja tak właśnie ją odebrałam. Warto przeczytać i zachwycić się nowym piórem na literackiej scenie.
Komentarze
Prześlij komentarz