Witajcie w ostatni wakacyjny wtorek.
Koniec wolnego dla części z nas zbliża się nie ubłagalnie. Przecież wszystko co dobre... no wiecie. Pozwólcie, że odwrócę Wasze myśli i spróbuję skupić na czwartym tomie serii „Tajemnice” od Magdaleny Kordel. Myślę, iż wszystkim dobrze zrobi taka odskocznia od codzienności. Może zacznijmy od tego, że książki wchodzące w wyżej wymienioną serię BARDZO warto czytać w wyznaczonej przez autorkę kolejności. Nie zakłócajcie sobie jej. Pierwszy tom to taki szok. Bo czytamy i nie wiemy o co chodzi. Ale tym, którym czytelnicza zaciętość nie pozwoli na porzucenie cyklu, szybko sobie podziękują. Gwarantuję. Ja jestem oczywiście na mocne TAK.
Tekst powstaje dzięki współpracy z Wydawnictwem Znak. Serdecznie dziękuję.
Bardzo lubię jak serie mają więcej niż trzy części. Cztery jest już zadowalająco, dalej to już spełnienie marzeń. Należę do grona czytelniczek, które nie lubią rozstawać się z bohaterami. W sumie nie tylko z nimi bo jeśli chodzi o ludzi z mojego otoczenia, również ciężko znoszę zmiany. No ale przecież ten koniec musiał kiedyś nastać. Tajemnice musiały ujrzeć światło dzienne.
Zanim jednak następuje finał, raz jeszcze zaglądamy do Adeli, Muszki, Jagny, Maszy, Eweliny, Ruty, Mateusza, Janka i Leona. A u nich dzieje się sporo. Nikt nie narzeka na nudę choć może chciałby? Starsze kobiety muszą cofnąć się do przeszłości. Tam czeka coś do opowiedzenia. Młodsze zaś przepracować w sobie kilka kwestii. Czy zawsze warto podążać za sercem?
„Ktoś do kochania” jest kolejnym kocem od pisarki. Szyje je z niesamowitym wyczuciem. I co ciekawe chcemy się pod nimi skrywać nie tylko w jesienne i zimowe wieczory. Do nich się tęskni.
Śmiem stwierdzić, że w mieszkaniu Magdy, podczas jej pisania, dzieje się magia. Może wytrwale towarzyszą jej anioły, które często pojawiają się w powieściach?
Niniejsza historia to nie tylko piękna klamra spinająca serię. To też trudy życia codziennego, szereg rozterek serca, cała gama ludzkich emocji. Realna, opowiedziana w przepiękny sposób z szacunkiem dla bohaterów. Łzy wzruszenia – to jest pewne. Ja płakałam. Nie mogłam się powstrzymać.
Komentarze
Prześlij komentarz