Piękna książka, którą wspominam z wielkim uśmiechem w sercu.
Rzecz w tym, że ciotka Matylda postanawia umrzeć. Wyobrażacie to sobie? POSTANAWIA. Joannie bardzo, bardzo trudno jest się z tym pogodzić. Gdyby tego było mało, na kobietę spadają problemy małżeńskie, macierzyńskie i zawodowe. Ma zaopiekować się biznesem, który zostawia jej ciotka. Istne gradobicie! Ale przecież w życiu wiele, wiele spraw lubi chodzić nawet nie parami, ale całymi potężnymi stadami. Chwała Panu Bogu, że nie zostaje pozostawiona samej sobie. Ma obok siebie dwóch mężczyzn o absolutnie gołębich sercach. Przemka i Olka. Nie należy też zapominać o ciotce Matyldzie, która w chwili śmierci wcale nie opuściła siostrzenicy. Czuwa nad nią. Zmieniło się tylko miejsce, z którego to robi.
Uważam, że „Ballada...” jest odpowiednią książką na każdy, każdy czas. Lekka, ale moim zdaniem nie banalna. Zabawna i wzruszająca. Chociaż czytałam ją jakiś czas temu, powracam z przyjemnością. Polecam tak jak wszystkie powieści tej autorki.
Komentarze
Prześlij komentarz