Ubiegłoroczna historia od niesamowicie zdolnego pisarza, Richarda Paula Evansa, to kolejna, która bez żadnych wyboi zostanie przez Was pochłonięta. Idealnie wprowadza w świąteczny nastrój, ale nie omija trudnych, życiowych spraw. Nikt tak jak ten autor nie potrafi porwać czytelnika i zatrzymać w wykreowanym przez siebie świecie, nawet nie tylko przez czas lektury, ale również na długo po odłożeniu książki na półkę.
Lata 70. XX wieku.
Elle samotnie wychowuje syna. Nie jest jej łatwo. Będąc białą matką ciemnoskórego dziecka jest narażona na wiele nieprzyjemności. Rasizm wobec obywateli w USA wciąż daje się mocno odczuć. Ponadto kobieta nosi w sobie poczucie, że nie spędza z Dylanem tyle czasu, ile powinna. Musi jednak pracować na wysokich obrotach by związać koniec z końcem. Dodatkowo ten nieszczęsny wciąż wymagający naprawy samochód... Chociaż? Czy na pewno nieszczęsny?
William jest nowym pracownikiem warsztatu samochodowego. To mężczyzna z ciężkim bagażem doświadczeń. Jako wojenny weteran zmaga się z zespołem stresu pourazowego.
Jeśli drogi dwojga osób, mocno poturbowanych, złączą się w jedną wyjścia są dwa. Albo wzajemnie sobie pomogą, albo jeszcze mocniej się zranią i będą leczyć złamane serca. W której grupie znajdą się bohaterowie „Ulicy Noel”?
1. Styl: bardzo lekki, plastyczny.
2. Fabuła: nie cukierkowa. Na pewno nikogo nie zemdli.
3. Bohaterowie: bardzo „nasi”, ludzcy, z wadami i zaletami, z wzlotami i upadkami.
Podsumowanie:
Bardzo warto dopisać książkę do listy świątecznych życzeń, lub zamieścić tytuł w liście do popularnego świętego.
Mogę sobie wyobrazić, jak czytacie ją kiedy za oknem pada śnieg, a Wy siedzicie pod kocem. Pod ręką macie pachnącą herbatę. Aż szkoda, że już ją przeczytałam. Przedstawiona przeze mnie wizja jest bardzo kusząca!
Komentarze
Prześlij komentarz