Rusałki kojarzą mi się z pięknymi i delikatnymi kobiecymi postaciami. W mojej wyobraźni mają ciemne włosy i takie same oczy. Żyją wśród jezior i gdzieś w gęstwinie lasu mają swoje schronienie. Fruwają nad ziemią, może mają różdżki... Ot takie mam myśli o rusałkach. Co tu dużo mówić, bajkowe. Pani Dorota Gąsiorowska przedstawiła mi te stworzenia w drugiej części cyklu „Dni Mocy” i trochę się nasze wyobrażenia rozjechały. Ale zanim o rusałkach to poznajcie bliżej Olgę...
dziewczynę, która kocha książki. To nas łączy. Ona również prowadzi swoją księgarnię (to, niestety, już nas dzieli:). A właściwie prowadziła. Czas przeszły. To dla niej trudne. Zamknąć przeszłość, często bolesną, i ruszyć naprzód. Ale nie ma innego wyjścia, a życie już szykuje dla niej następne zadania. Przecież na nie zawsze można liczyć, że nie pozwoli nam się nudzić. Tak więc Olga z Wilna trafia do Polski. W kraju leczy złamane serce. Nie ma jednak wiele czasu na rozpamiętywanie przeszłości bo teraźniejszość jest mocno absorbująca i wymagająca uwagi. Dziewczyna poznaje również pewną historię właśnie z wplątanymi w nią rusałkami. Jest ona tak interesująca, że trudno się oderwać. Muszę uczciwie przyznać, że czytając miałam ciarki na ciele. Autorce udało się mnie bardzo pozytywnie zaskoczyć! Ten śpiew, który słyszy Olga... opowieści pani Michaliny o niebezpiecznym jeziorze... dzięki dziennikom datowanym na 1904 i 1905 młoda kobieta poznaje Rosalie Lubacką. Jej losy wciągają najmocniej nie tylko Olgę, ale i czytelnika.
Serii o tytule „Dni Mocy” nie trzeba czytać w wyznaczonej przez autorkę kolejności. Jednak osobiście mocno zachęcam, by jednak sięgnąć po „Pamiętnik szeptuchy”, „Dwór rusałek” i „Zielone oczy driady”. W prezentowanej przeze mnie teraz powieści mamy szansę bliżej poznać siostrę bohaterki z tomu pierwszego. Jeśli znacie „Pamiętnik szeptuchy”, na pewno pamiętacie Elżbietę, matkę Nataszy i Olgi. Bardzo trudna kobieta. Trudne są też relacje między nią a córkami. Czy da się to naprawić?
Trylogia „Dni Mocy” to gwarancja genialnej rozrywki, nie kończącej się zbyt szybko. Zazdroszczę tym, którzy mają ją jeszcze przed sobą.
Komentarze
Prześlij komentarz