Przed przeczytaniem „Słowika” miałam już swoje przynajmniej trzy najlepsze powieści z gatunku historycznego. Były to „Narzeczona nazisty” Barbary Wysoczańskiej oraz dwa pierwsze tomy z serii „Wojna i miłość” Jolanty Marii Kalety. Gdzieś tam przemknęło mi przez myśl, że może będą zmuszone ustąpić miejsca właśnie tej książce autorstwa Kristin Hannah, ale nie. Wszystko pozostaje tak jak było, a o „Słowiku” pewnie zaraz zapomnę, niestety. Dla mnie nie okazała się hitem, jak, z tego co pamiętam, reklamowano ją jakiś czas temu. Gdy myślę o siostrach automatycznie przychodzi mi słowo więź i jakieś podobieństwo do siebie, czy to wewnętrzne, czy zewnętrzne. Sama bardzo lubię być do moich sióstr porównywana. Zupełnie inaczej sprawa wygląda tutaj, w „Słowiku”. Vianne Mauriac i Isabelle Rossignol różni wszystko. Nawet w obliczu śmieci matki, porzucone przez ojca radzą sobie same. Każda inaczej. Jedna prędko zakłada rodzinę i wiedzie normalne życie pracując jako nauczycielka w szkole podstaw