Kilka lat temu internet obiegła wiadomość, że „Seria Zakopiańska” Natalii Sońskiej dobiegła końca. Aż tu nagle niespodzianka. Kolejny tom. Tego kto ma ochotę na (literacką) wycieczkę w góry, zachęcam do zostania ze mną na chwilę.
Przypomnijmy, że w cyklu ukazało się siedem tomów. Nie będę wymieniała ich w kolejności ich wydania, gdyż nie jest ona istotna. Każda część to inni główni bohaterowie, jedynie panią Anielę i jej bliskich możemy śledzić przez całość, lecz ich losy nie są rozbudowane do tego stopnia, że zaburzenie chronologii mogłoby popsuć przyjemność lektury.
Tym razem wraz z Sarą wyruszamy do Zakopanego. Kobieta zostawia Sopot i postanawia rozpocząć wszystko od początku, co, umówmy się, po rozwodzie jest konieczne. W zimowym mieście remontuje swój dom. To znaczy jak przyjeżdża, ma nadzieję, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Szybko przekonuje się, na własne oczy, że jest zupełnie inaczej. Na czas trwania prac wynajmuje pokój u pani Anieli. Często też bywa na swojej budowie, stara się być na bieżąco przez co poznaje pewnego mężczyznę... Na początku Maks jest... no, odpychający, ale jak tylko się na siebie otwierają wszystko zaczyna wyglądać zupełnie inaczej...
Przyznam się, że jak zobaczyłam zapowiedź „Znajdź swoje szczęście” poczułam znużenie. Ale fanki cyklu i autorki zapewne wcale nie podzielają takiego zdania. Miałam zamkniętą serię, do której lubię wracać pamięcią, szczególnie do pierwszej części. A tu nagle kolejna? Kobieta jednak jest zmienną, wiadomo, i mimo tych słabych odczuć, wrzuciłam ją na półkę Legimi. Później otrzymałam egzemplarz papierowy (Anetka, dzięki!) no i przeczytałam. I było bardzo miło. Na prawdę. Myślę, że to wszystko przez to, iż książka trafiła na dobry czas, już mi się wtedy marzyły zimowe powieści.
Lekka, przyjemna historia. Moim zdaniem ma w sobie wszystko, co niezbędne, aby spędzić z nią miły wieczór. Zwłaszcza teraz, na końcu listopada, kiedy za oknem w wielu miejscach w Polsce spadł śnieg.

Komentarze
Prześlij komentarz