Ogrody kojarzą się nam (chyba) wszystkim z kolorami i zapachami. Są one różne. Bardziej lub mniej zadbane. Ktoś ma „rękę” do kwiatów, inny zaś zupełnie nie. Agnieszka Krawczyk w swojej „Opiekunce marzeń” przedstawia bardzo trafne porównanie ogrodu do otaczającego nas świata, albo do życia. Zarówno na zielonej murawie jak i w sercu człowieka należy wyrywać chwasty i „podlewać” to, co dobre, pachnące... Troska o jedno i drugie wydaje piękne owoce, w to nikt na pewno nie wątpi. Na podstawie codzienności bohaterów świetnie widać, że zniechęcenie albo zaniechanie jakichkolwiek ludzkich odruchów w stronę potrzebującego może mieć katastrofalne skutki. Nie zawsze ten, który powinien jest w stanie pomóc... czasami wsparcie przychodzi z najmniej oczekiwanych stron. Warto mieć oczy szeroko otwarte.
Mika, Maria Prońska, dźwiga ciężki bagaż życiowych doświadczeń. Zawodowo i z zamiłowania prowadzi firmę ogrodniczą. Jej klienci zdecydowanie nie są nijacy. Zamknięci w swoich eleganckich, bogatych światach, nastawieni na karierę zupełnie zatracili z oczu to, co najważniejsze. Drugiego człowieka. Często tego, który jest słabszy, wymaga opieki, wsparcia. Mika, dzięki, albo przez empatię, nie potrafi tylko wykonywać swoich obowiązków i biernie obserwować krzywdę. Nie zrażając się, że zostaje źle odebrana, działa. Jakże nam często takich postaw brak, prawda?
Wszystko byłoby w porządku, dziewczyna jakoś poukładała swoją przeszłość, lubi to co robi, ma przyjaciół, gdyby nie powrót Oskara. Od tego momentu rozpoczyna się prawdziwa rewolucja. Niechciana rewolucja.
Czy rozgrzebywanie ran niegdyś zadanych może sprawić, że ich ponowne zasklepianie wyjdzie lepiej? Będzie mniej bolesne niż za pierwszym razem? Aby poznać odpowiedź na to pytanie zapraszam do przeczytania niniejszej historii.
„Opiekunka marzeń” to historia trudna, ale nakreślona w tak lekki sposób, że gładko, z przyjemnością przez nią przepłynęłam. Dobiłam do brzegu przed chwilą i jeszcze na gorąco chciałabym powiedzieć „czytajcie”. Ta książka ma szansę otworzyć oczy, a na pewno wlać w serca morze wdzięczności. Za życie jakie prowadzimy. Za ludzi wokół. Za te wszystkie proste, dobre rzeczy, które widzimy i cenimy. Chciałabym zaznaczyć pewien ciekawy zabieg. Otóż Agnieszka Krawczyk zaskoczyła mnie pewnym zagadnieniem, które nigdy nie obiło mi się o uszy, mówię tutaj o dzikich adopcjach. Z upływem kolejnych stron, wraz z Matem, który chce napisać reportaż na ten temat, zgłębiałam ten aspekt. Cieszę się, że autorka wzięła na tapetę tak cichy, a może nawet całkowicie, uśpiony temat.Nie opiekuję się ogrodem. Nie mam ręki do kwiatów. Od dziś to się zmienia. I nie mówię tutaj o pielęgnowaniu roślin, to pewnie zawsze już pozostanie takie, jakie jest. Od dziś wiem, że serce to ogród, i to nie tylko swoim mam(y) się opiekować...
Wydawnictwo Literackie – serdecznie dziękuję za egzemplarz. Cieszę się, że w dniu premiery znam całą treść książki.
Komentarze
Prześlij komentarz