Taniec nigdy nie był dla mnie ważny. Nie lubię i nie potrafię tańczyć, ale przyjemnie jest pooglądać balet, w którym wszystko jest ułożone wręcz pod linijkę. W moje ręce rzadko trafia historia z tańcami w tle. Ujęła mnie niesamowitą atmosferą. Na bank nie oddam jej w recenzji, więc już teraz zachęcam do przeczytania tej historii.
Dorota Gąsiorowska zabiera swoich czytelników w podróż. Start w Kalinowym Zaciszu, meta zagranicą, w urokliwym mieście. A co pomiędzy? Nina pracuje w domu samotnej starości i nawet nie podejrzewa, iż szczera przyjaźń z jedną z pensjonariuszek dosłownie zmieni jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Bo któż mógłby to przeczuć? Irma nie zdążyła jasno wyrazić swoich zamiarów wobec Niny. Umiera zostawiając jej w spadku kamienicę we Lwowie. Młoda kobieta po przepracowaniu wielu dylematów w głowie, postanawia odwiedzić miejsce do niej należące. Wraz z Igorem wyrusza w podróż pełną zagadek i kolejnych tajemnic. Bo jak się okazuje, spadek to nie wszystko.
Na pewno wszyscy dobrze znamy sytuację, kiedy przytrafia nam się coś tak niespodziewanego i wyjątkowego, że trudno nam w to uwierzyć. Niektórzy zapewne wtedy szczypią się po rękach, by sprawdzić czy nie śnią, inni przecierają oczy ze zdumienia. Nie zawsze są to pozytywne momenty, niestety. Jednak do Niny los postanawia uśmiechnąć się naprawdę szeroko, a z rękawa sypnąć dobrocią bardzo obficie. I dobrze. Dziewczyna zasługuje na to jak nikt.
Pewnie część określi historię jako banalną i przewidywalną. Pewnie tak, ale dla mnie po przeczytaniu powieści nie ma to żadnego znaczenia. A to dlatego, że „Primabalerina” ujęła mnie przede wszystkim swoim klimatem, niesamowitym. To właśnie okazało się dla mnie najistotniejsze i to będę wspominać. Czułam się świetnie towarzysząc Ninie i Igorowi a później również pozostałym bohaterom. Fabuła ma w sobie emocje, lecz nie spodziewajcie się, że nie będziecie mogli spokojnie funkcjonować od ich nadmiaru. Podobną książkę zapewne czytaliście, ale na sto procent nie z TAKĄ otoczką.
Komentarze
Prześlij komentarz