Dzień dobry!
Książki Nicholasa Sparksa cieszą się niezwykłą popularnością co możemy obserwować na wszystkich portalach poświęconych literaturze oraz w internetowych i stacjonarnych księgarniach. W tych pierwszych co rusz pojawiają się kolejne recenzje a w drugich stale goszczą pozycje autora. Czy jest ktoś, kto nie słyszał tego nazwiska? Wydaje się to niemożliwe. Nie dość, że spisał już dziesiątki historii, to jeszcze jego książki zostały zekranizowane. Jakie są książki Nicholasa Sparksa? To romanse z nieraz tragicznymi wątkami. Tak można najkrócej je określić. W tej, którą dzisiaj bierzemy na tapetę miłość przeplata się ze... śledztwem.
Młoda, dobrze zorganizowana na każdym kroku prawniczka Maria Sanchez wraca do rodzinnego miasta i zatrudnia się w renomowanej kancelarii. Nie ma żadnych oporów przed takim krokiem, gdyż w najbliższych ma ogromne wsparcie. Nie obawia się nadopiekuńczości rodziców czy po prostu jakiegokolwiek ingerowania. Ich miłość czuje niemal na każdym kroku. Jest to uczucie wręcz uwalniające, dodające pewności. To ostatnie szczególnie jej będzie teraz potrzebne...
Zupełnie inaczej ułożyło się życie Collina. On na próżno może szukać choćby cienia życzliwości ze strony rodziny. Mężczyzna ma kłopoty z prawem, jest wybuchowy, silny, nie przebierający w słowach gdy zajdzie taka potrzeba. Kobieta zaś jest chodzącą delikatnością i wrażliwością. Ogień i woda. Co wyniknie ze spotkania tych przeciwstawnych żywiołów?
Kiedy Maria zaczyna dostawać niepokojące wiadomości, Collinowi trudno utrzymać nerwy na wodzy. Ktoś ewidentnie zagraża kobiecie. Czyż nie naturalnym odruchem jest otoczenie jej bezpieczeństwem? Tylko że niepohamowane emocje, które towarzyszą mężczyźnie podczas śledzenia potencjalnego stalkera mogą bardziej przeszkodzić niż pomóc. Collin zapewne ma świadomość, że działania powinien zostawić służbom do tego powołanym. Jednak nie może usiąść z założonymi rękoma.
Według lubimyczytac.pl lektura tej powieści zajmuje osiem godzin i trzydzieści dwie minuty. Cóż... być może, ale na pewno nie w moim przypadku. Aż wstyd się przyznać ile czasu (z przerwami) była w moich rękach.
Jeśli znacie twórczość Nicholasa Sparksa to myślę, że bez wahania zgodzicie się z tym, iż jego książki to na pierwszym miejscu romanse. Pięknie opowiedziane uczucie. Subtelnie. Przede wszystkim emocjonalne i duchowe. Póki co nie znalazłam u niego dokładnych erotycznych scen. Jest tak, jak lubię. „Spójrz na mnie” bardzo mnie jednak pod tym względem zaskoczyło. Dlaczego? Miłość schodzi tutaj na dalszy plan, a jeśli przez chwilę jest na piedestale, zostaje potraktowana mocno pobieżnie. Bohaterowie nie wiedzieć kiedy już darzą siebie uczuciem... Rozumiem, że granica między przyjaźnią a byciem parą może się zatrzeć, ale w takiej chwili i tak stale towarzyszą uczucia. Zdecydowanie brakuje tutaj rozsmakowania się w temacie tak, jak autor to potrafi.
Druga sprawa, która początkowo nie przeszkadza a w późniejszym momencie może porządnie zirytować to dialogi ze szczególnym naciskiem na Collina i jego ulubione słowo „okay”. Sądzę, że jeśli chodzi o tę kwestię czytelnik, który jakimś sposobem nie zorientowałby się, że to kolejna w dorobku powieść Sparksa, spokojnie mógłby ją okrzyknąć mianem debiutu.
Po trzecie śledztwo w książce jest na pewno na plus. To coś nowego u tego autora, przynajmniej dla mnie (być może ten wątek znajduje się także w innych jego powieściach). Ale moim zdaniem byłby znacznie ciekawszy, gdyby nie zajmował przynajmniej połowy książki. W ogóle gdyby całość zamknąć w trzystu stronach góra czterystu i wziąć tylko to, co najistotniejsze bez wątpienia wyszłoby to jeszcze lepiej.
Jednakże odchodząc od tego wszystkiego nie żałuję, że dokończyłam książkę bo zakończenie naprawdę przyprawia o dreszczyk. Pewnie będzie to dla mnie najsłabszy tytuł tego autora, ale wychodzę z założenia, że warto i też takie znać.
Komentarze
Prześlij komentarz